plakat filmu "Królik po berlińsku" |
Królik po berlińsku (Rabbit à la Berlin), 2009
reż. Bartosz Konopka
scenariusz Bartosz Konopka, Piotr Rosołowski
gatunek: dokumentalny, historyczny
Okazuje się, że perspektywa ma niesamowite znaczenie. W filmie Bartka Konopki historia muru berlińskiego widziana jest oczami nie kogoś z Berlina zachodniego, nie kogoś ze wschodniej części - ale z samego środka. Akcja dzieje się na ziemi zamkniętej z obu stron – w przestrzeni pomiędzy podzielonym miastem. I to tam najlepiej ukazany jest totalitarny akcent. A to wszystko z początku niepozornie, bowiem na polanie między murami znajdują się tylko króliki.
W „Króliku po berlińsku” zastosowana została genialna metafora. W konwencję filmu przyrodniczego o życiu Oryctolagusa cuniculusa – słodkiego, niewielkiego stworzenia wzbudzającego empatię widza od pierwszych minut filmu, wpisana została historia ludzi żyjących w Berlinie w czasie zimnej wojny. Kolejne etapy budowy muru berlińskiego i reakcje zwierząt odzwierciedlały totalitarną rzeczywistość z niezwykłym wyczuciem, delikatnością i wzbudzały współczucie. Każdy człowiek zna przecież historię podziału niemieckiej stolicy, ale to dopiero królik jest w stanie chwycić nas za serce i pozwala spojrzeć ludzkim okiem na ten smutny kawałek historii. Widz nie jest w stanie zdystansować się emocjonalnie do tego obrazu. Głos Krystyny Czubówny jako lektora nastraja nas pozytywnie; od początku w oglądaniu filmu udział biorą uczucia i odczucia. Lekka muzyka i przyjemny obraz królików to takie pułapki pierwszych kadrów. Trzeba człowieka wpierw oswoić, żeby pokazać mu to, co najistotniejsze.
Wykonanie filmu określam jako mistrzowskie – połączenie świata zwierząt, archiwalnych wypowiedzi i zdjęć oraz cała konwencja tworzą niesamowitą konstrukcję. Fakt życia królików na łące Placu Poczdamskiego był przecież powszechnie znany. Artyści posługiwali się nim i inspirowali w swoich manifestach. A jednak bije stąd niesamowita oryginalność. Królik jest swoistym symbolem wolności. Zwierzę to bardzo ufne, więc początkowo zadowolone było z nowej, odizolowanej rzeczywistości – ochrony przed drapieżnikami, zaspokajaniem podstawowych potrzeb np. równego dostępu do trawy, posiadania własnej nory etc. Zupełnie jak ludzie – przez długi czas zgadzali się na podział, na fałszywą wolność i kontrolę. Na zasadzie Panopticonu[1] – niczym więźniowie, króliki były obserwowane z każdej strony. Jedynie podziemne nory były dla nich schronieniem i prywatą. Brakowało indywidualności. Życie stadne stało się jednolite i mdłe. Króliki popadły w bierność i apatię. I tak dalej – krok po kroki opisane są nastroje społeczne aż do zburzenia muru, rzekomego wyzwolenia, które nie dla wszystkich okazało się dobre. Tekst Michała Ogórka obrazował kolejne sceny i tak jak cała forma filmu, pozostawał w kontraście z istotą przedstawianych zdarzeń.
materiały dystrybutora |
Film można potraktować jako idealną próbę ominięcia cenzury – taki sprawdzian dla współczesnych twórców. Sytuacja nie jest opowiedziana wprost, a jednak każdy wie o co chodzi. Podtekst totalitaryzmu jest tu tak silny, że nawet króliki są dotknięte sytuacją polityczną. A wydawałoby się, że zwierzętom nic do polityki. Pozostaje pytanie: czym jest wolność? Bo jeżeli ta pozorna dawała królikom więcej radości, to jaki sens ma walka o nią? Przecież nie potrafimy jej docenić, wszystko krytykujemy. A to zakazany owoc smakuje najlepiej.
Reżyser Bartosz Konopka o "Króliku po berlińsku" (+ fragmenty filmu w wersji niemieckiej)
Film w 2010 roku zdobył Oscara w kategorii najlepszego krótkometrażowego filmu dokumentalnego. Jest także dwukrotnym laureatem Złotej Kaczki (dla piotra Rosołowskiego jako najlepszego autora zdjęć sezonu 2009/2010 i Bartosza Konopki jako najlepszego scenarzysty sezonu 2009/2010).
Jeżeli ktoś jeszcze nie widział tego filmu, zachęcam do obejrzenia. Można go znaleźć także w sieci.
[1] nazwa więzienia, którego niezwykłość polega na takiej konstrukcji, która umożliwia więziennym strażnikom obserwowanie więźniów tak, by nie wiedzieli czy i kiedy są obserwowani.
Przyznaję, Królik po berlińsku robi wrażenie. Teraz nawet trudno jest mi powiedzieć, dlaczego też go polecam. Po prostu warto to zobaczyć.
OdpowiedzUsuń