poniedziałek, 28 marca 2011

Kabaret Starszych Panów

Kabaret Starszych Panów - "autorski kabaret dwóch wybitnych twórców rozrywki telewizyjnej lat '50 i '60 XX wieku, Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego" - tak głosi notka z Wikipedii.

fot. Archiwum Telewizji Polskiej



Ich piosenki mają w sobie ponadczasowość, są wdzięczne, zabawne, wzruszające, po prostu urocze. Ogromne znaczenie miały oczywiście występujące z nimi panie, tj. Irena Kwiatkowska, Barbara Krafftówna, Kalina Jędrusik, Aleksandra Śląska, Krystyna Sienkiewicz, Zofia Kucówna, a także panowie: Wiesław Gołas, Mieczysław Czechowicz, Wiesław Michnikowski, Edward Dziewoński, Tadeusz Olsza, Czesław Roszkowski, Bohdan Łazuka, Jarema Stępowski, Zdzisław Leśniak i Bronisław Pawlik.



Klika piosenek:

1) KSP + I. Kwiatkowska "Shimmy Szuja" - genialna!

 

    Szuja, naomamiał, natruł i nabujał!
    Szuja, a wierzyłam przecież mu jak nikt!
    Szuja, dziecku kazał mówić: 'Proszę wuja'!
    Alleluja wesołego zrobił mi i znikł!!!

    Szuja, obrzydliwa larwa i szczeżuja!
    Szuja - do najtępszych pierwotniaków rym!
    Szuja, bezlitosny kamień i statuja!
    Fałsz i ruja bezustannie powodują nim!!!



2) "Tango Kat" KSP + I. Kwiatkowska

 
    Katuj!
    Tratuj!
    Ja przebaczę wszystko ci jak bratu.
    Męcz mnie!
    Dręcz mnie
    Ręcznie!
    Smagaj, poniewieraj, steraj, truj!
    Ech, butem,
    Knutem,
    Znęcaj się nad ciałem mem zepsutem!
    Za cię,
    Dla cię
    W szmacie
    Ja
    pójdę na kraj świata,
    Kacie mój!


3) KSP + Krystyna Walczakówna "Jakże ściana ta cienka" - baaardzo lubię :) 



Jakże ściana ta cienka, za nią miła panienka,
Która kładzie się pewnie już spać.
Więc leciutko jak puszkiem
Musnę młotka obuszkiem
Ten mój gwoździk, przeleciał, psia mać...

Pan wybaczy mi, że śmiem,
Lecz dziś spać idę wcześniej,
A pan zaczął przy ścianie coś tej
Słyszę stuk puk, a za nim,
Spadł mi gwoździk w tapczanik...
O, dziękuję... przepraszam... ojej...


 4) KSP + Kalina Jędrusik "Utwierdź mnie"

 

Utwierdź mnie
W mym uczuciu, bo słabnie!
Utwierdź mnie,
Bo postąpię nieładnie!
Utwierdź mnie!
Zamiast wrzeszczeć podeprzyj!
Ty od innych bądź lepszy
Ja błagam cię!

Już nie kochasz, więc precz
czy to dramat, czy skecz
owszem bywa tak lecz
czy nie lepsza to rzecz
utwierdzać?


niedziela, 27 marca 2011

Dziś dzień teatru!

fot. http://www.pawelgrzech.eu/poczatki-teatru


           27. marca obchodzimy Międzynarodowy Dzień Teatru. W tym roku mamy jubileusz pięćdziesięciolecia. Święto to ustanowiono w czerwcu 1961 roku na pamiątkę otwarcia Teatru Narodów w Paryżu (1957). W Teatrze Narodów po raz pierwszy spotkali się artyści z zachodu i zza żelaznej kurtyny, by wymieniać się teatralnymi doświadczeniami. Właśnie to jest istotą Międzynarodowego Dnia Teatru. Inicjatorem jest Międzynarodowy Instytut Teatralny  (ITI). Tegoroczne święto obchodzimy pod hasłem: "Teatr potrzebą dla wielu".

Dzień Teatru to święto nie budynków, lecz ludzi w teatrze obecnych. Nie tylko aktorów i reżyserów, ale wszystkich zaangażowanych w proces tworzenia - scenografów, dźwiękowców, choreografów, a także widzów i sympatyków. Każdego roku ponad 100 ośrodków International Theatre Institute na całym świecie promuje działania artystyczne i wymienia się scenicznymi doświadczeniami.

fot. Teatr Maat Projekt


Z okazji tego szczególnego dnia wygłaszane jest szczególne orędzie, zawierające w sobie istotę teatru i jego ideę. Pierwsze orędzie  napisał dramaturg Jean Cocteau. Zostało odczytane w 1962 r. przez aktorkę Judi Dench. W tym roku orędzie wygłosiła 23. marca w Paryżu aktorka, reżyserka i dramaturg Jessica Kaahwa (Uganda). Możliwość wygłoszenia orędzia jest zaszczytem i sposobem docenienia osoby zaangażowanej w działalność teatralną.

W tym roku, z okazji jubileuszu, Krystyna Janda także napisała orędzie. Warto je przeczytać:


fot. http://www.teatry.art.pl/
 "Teatr wydaje się dziś jednym z najczystszych, w sensie idei, najszczęśliwszych, najbezpieczniejszych miejsc na świecie. Miejscem, w którym ludzie, korzystając z cudownej umowy, na mocy której, jedni wchodzą na scenę a inni ich słuchają i oglądają, wciąż zastanawiają się nad największymi pojęciami ludzkości: nad miłością, moralnością, prawdą, przyjaźnią, człowieczeństwem. Co więcej, jest to wciąż gorąca, prawdziwa, istotna, a co najważniejsze, bezinteresowna rozmowa. Nic ani nikt, nie ma wpływu na nią, prócz talentów i potrzeb ducha. Niewiele dziś takich miejsc. Pamiętajmy, że Teatr jest co prawda domem dla arystokratów ducha, serca i myśli, miejscem dla wyobraźni, szlachetności i sublimacji, ale nie pozwólmy, żeby był miejscem, tylko dla elit. Starajmy się, żeby był potrzebą dla wielu, wielu ludzi. Z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru, chciałabym złożyć wszystkim ludziom teatru i publiczności najlepsze życzenia z teatrem związane. Życzę wielkości, szlachetności, odwagi, prostoty, magicznych chwil. Wspaniałego, mądrego i dobrego Teatru". Krystyna Janda


fot. http://www.irka.com.pl/
 Pozwolę sobie przytoczyć także treść orędzia Roberta Lepage'a z 47. Międzynarodowego Dnia Teatru (2004). Tekst szczególnie przypadł mi do gustu.

„Istnieje wiele hipotez dotyczących genezy teatru, ale do mojej wyobraźni przemawia ta oto przypowieść.
Pewnej nocy, w zamierzchłych czasach, w skalistej dolinie, grupa ludzi rozpaliła ognisko, by się ogrzać i snuć opowieści. Nagle ktoś wpadł na pomysł, aby wstać i cieniem zilustrować słowa. Blask płomieni sprawiał, że na skałach pojawiały się sylwetki nadnaturalnej wielkości. Zachwyceni ludzie rozpoznawali bohaterów opowieści: silnego i słabego, oprawcę i ofiarę, boga i śmiertelnika.
W naszych czasach światła reflektorów zastąpiły ognisko, a maszyneria teatralna pojawiła się w miejsce kamiennych ścian. Ta baśń przypomina nam, że technologia związana jest z teatrem od jego zarania i nie należy jej postrzegać jako zagrożenia, ale widzieć w niej element łączący. Sztuka teatru trwa tylko dzięki zdolności do nieustającej metamorfozy, otwierania się na nowe języki, nowe instrumentarium. Bez tego teatr nie byłby świadkiem toczących się przemian i sprzymierzeńcem porozumienia między ludźmi. Jak mógłby pomagać w rozwiązywaniu problemów wynikających z nietolerancji, z wykluczenia, z rasizmu, gdyby sam wzbraniał się przed różnorodnością i integracją?
Artysta, aby przedstawić świat w całej złożoności, musi zaproponować nowe formy i idee oraz zaufać inteligencji publiczności, która potrafi dostrzec człowieka w nieustającej grze światła i cienia. Prawdą jest, że igranie z ogniem to wielkie ryzyko, ale także wielka szansa. Można się sparzyć, ale można doznać oświecenia i olśnienia”.



Z okazji dzisiejszego święta w Warszawie zorganizowano akcję pt.: "Chodź do teatru", przeznaczoną dla młodzieży. To inicjatywa 24 warszawskich teatrów przy współpracy Instytutu Teatralnego im. Raszewskiego. Obejmuje ona warsztaty, spotkania z artystami i pracownikami teatru, spektakle, próby otwarte, projekcje teatru TV, filmy o tematyce teatralnej itd. Zachęcam, aby dzisiejszy wieczór poświęcić teatrowi. Ja sama spędziłam w nim dziś 7 godzin i wcale nie mam dosyć.

fot. Teatr Lalki, Maski i Aktora GROTESKA


Zachęcam do odwiedzenia stron:
www.e-teatr.pl
www.instytut-teatralny.pl
www.teatry.art.pl
www.teatr-pismo.pl
www.didaskalia.pl
Teatr Telewizji

czwartek, 24 marca 2011

Polscy kawosze. O kawie część druga

http://ritapainting.blogspot.com/
Do Polski kawa dotarła z końcem XVII wieku, zwyczaj jej picia przejęliśmy od Turków. Miała swoich zwolenników i przeciwników. Do tych pierwszych należeli m. in. Jan III Sobieski oraz Bohdan Chmielnicki. Kawę uwielbiali także Ignacy Krasicki i Adam Czartoryski, który to napisał nawet komedię pt.: "Kawa". Natomiast Wacław Potocki i Jan Andrzej Morsztyn kawę uważali za szkodliwą i niesmaczną.


Kawa zyskała popularność na początku XVIII wieku. Zaczęto doceniać jej właściwości, m. in. dobroczynne działanie na przewód pokarmowy. Kawa początkowo była domeną elit, ale z czasem gościła w każdym domu. Mówi się nawet o "kawie po polsku" - czyli bardzo mocnej, czarnej i gorzkiej. Początkowo pito ją bez żadnych dodatków, z czasem dodawano cukier, śmietanę, albo sól. Ludzie mniej zamożni pili "kawę" na bazie tańszych substytutów, np. żołędzi, bobu lub grochu.




Pierwsza kawiarnia w Polsce została założona w Warszawie, w 1724 roku, przez Francuza Henriego Duvala. Kawiarnie zmieniły się w stylowe miejsca stwarzające okazję do spotkań lub odpoczynku. Kawa jest pretekstem do rozmowy, randki itd. Oprócz walorów smakowych, pełni także ważną rolę w kulturze.





Café jest miejscem schadzek i konspiracji, intelektualnej debaty i plotki, miejscem, w którym flâneur, poeta czy metafizyk siedzą nad notatnikiem. Jest otwarta dla każdego, będąc zarazem klubem, lożą masońską politycznego i artystyczno-literackiego rozpoznania i programowej obecności. Filiżanka kawy, kieliszek wina, herbata z rumem wyznaczają milieu, w którym można pracować, śnić, rozegrać partyjkę szachów czy po prostu spędzić dzień w cieple. To klub ducha i poste restante bezdomnych. W Mediolanie Stendhala, w Wenecji Casanovy, w Paryżu Baudelaire'a, kawiarnie godziły opozycję polityczną, utajony liberalizm. Rywalizujące szkoły estetyki i ekonomii politycznej, psychoanalizy i filozofii znalazły agorę, miejsce starć elokwencji i dyskusji w trzech najważniejszych kawiarniach w cesarskim i międzywojennym Wiedniu. Chcący spotkać Freuda czy Karla Krausa, Musila czy Carnapa dokładnie wiedzieli, do której kawiarni zajrzeć, w którym Stammtisch usiąść. Danton i Robespierre spotkali się po raz ostatni w Procope. Kiedy w sierpniu 1914 roku zgasły światła w Europie, Jaures został zamordowany w kawiarni. W kawiarni genewskiej Lenin pisze traktat o empirokrytycyzmie i gra w szachy z Trockim.
George Steiner, Idea Europy, tłum. O. i W. Kubińscy, "Przegląd Polityczny" nr 91-92/2008, s. 181-182.




czwartek, 17 marca 2011

Kiss me I’m Irish!

Fot. PAP EPA ANDY RAIN
Dziś dzień świętego Patryka – patrona Irlandii i Nigerii. To święto narodowe Irlandczyków (mieli dzień wolny od pracy...:) Święto zyskało sympatyków na całym świecie, również w Polsce jego obchody są coraz bardziej popularne.

W Irlandii początkowo obchodzono ten dzień zupełnie inaczej, był pełen powagi i zadumy, a puby były pozamykane. Rozrywkowy charakter tego dnia ma swój początek w Stanach Zjednoczonych. W samej Irlandii przyjęto nowe zwyczaje, także ze względu na turystów. Święto dorobiło się także świeckiej nazwy – Patrykalia.

fot. Alex Pretelt
Irlandia zawdzięcza św. Patrykowi  swój symbol – trójlistną koniczynkę. Legenda głosi, że święty tłumaczył nowonawróconym dogmat o Trójcy Świętej – Bóg jest jeden w trzech osobach, tak samo jak koniczynka – jest jedna, ale ma trzy listki.

Święty Patryk ma także powinowactwa alkoholowe. Legenda głosi, że tak skutecznie nastraszył potworami nieuczciwą karczmarkę, która nie nalewała pełnej porcji whisky, że od tej pory już nigdy nie oszukała żadnego klienta. Z racji pamięci o tym wydarzeniu 17. marca pije się „dzban świętego Patryka”, czyli szklankę whisky.
 
 Stało się tradycją, żeby 17 marca wypić kufel piwa. Ale nie jest to zwykłe piwo, bowiem tego dnia farbuje się je na zielono. Do trunku dodaje się niebieski barwnik (nie zielony, bo właśnie połączenie niebieskiego i żółtego daje zielony). Barwnikiem może być niebieski likier, wódka (np. Blue Curacao) lub niebieski sok. 

Tego dnia farbuje się nie tylko piwo. Zielony kolor jest wszechobecny. Rzekę Chicago River (USA) barwi się każdego roku od 1962. Irlandczycy paradują po miastach i ulicach w kolorowych strojach z doczepioną rudą brodą, w melonikach z różnymi napisami, m. in. „Kiss me I’m Irish!”. Nie brakuje zielonych akcentów: koniczynek, peruk itd. Na całym świecie ludzie spotykają się wieczorami w knajpkach, by napić się piwa „po irlandzku”.

agencja: Leo Burnett Chicago

niedziela, 13 marca 2011

Między tolerancją a akceptacją

Myślę, że warto pochylić się nad kwestią tolerancji. Każdy z nas zapytany o zdanie, ma się za człowieka tolerancyjnego. Niestety często takim wypowiedziom brak głębszego podłoża, nie zastanawiamy się czym tak naprawdę jest TOLERANCJA.

Po pierwsze nie jest ona obojętnością. Jeżeli czyjeś zachowania naruszają nasze dobra, wolności osobiste i mienie, mamy prawo do reakcji, wręcz jesteśmy do niej zobowiązani. Jeżeli widzimy, że czyjeś zachowanie narusza godność i prawa innego człowieka, nasza tolerancja upoważnia nas do interwencji. Nie możemy stwierdzić, że skoro jesteśmy tolerancyjni, to nie reagujemy na żadne zachowania, nawet jeżeli są złe. Przykładowo: nie reaguję na problem pedofilii, ponieważ jestem tolerancyjny. Trzeba umieć rozgraniczyć te dwie kwestie, a jest to płaszczyzna niesłychanie grząska! Niestety zauważam, że ludzie niejako zasłaniają się tolerancją, usprawiedliwiają nią swoją bierność i obojętność. Tolerancja bowiem oznacza szacunek dla czyichś poglądów, cech i zachowań. Wyraża się pewnego rodzaju cierpliwością dla drugiego człowieka i pozwoleniem mu na godną egzystencję. O taką tolerancję wołam! Na jakiej podstawie pod adresem Żydów padają takie groźby i obelgi?! I co więcej – dlaczego takie zachowanie nie spotyka się ze sprzeciwem? Kary dla klubów z pewnością nie są sednem dla rozwiązania sprawy. Tu chodzi o coś więcej, o ludzką mentalność, o to, że niektórzy nie rozumieją kwestii kluczowych.

źródło: http://nwn9.wordpress.com/2010/11/21/granice-tolerancji/tolerancja/

Zaskakujące jest, jak często mylimy tolerancję z akceptacją. Są to dwie różne sprawy – wszak powiązane ze sobą, ale tolerując kogoś wcale nie musimy go akceptować. Akceptacja jest przyjmowaniem, sprzyjaniem czyjemuś zachowaniu. Jest ona pełną aprobatą dla poglądów drugiej osoby. Tolerancja wyraża szacunek dla poglądów, nawet jeżeli są sprzeczne z naszymi. Łatwo można zilustrować ów kontrast: stoję obok osoby XY; postawa tolerancyjna nie pociąga za sobą konieczności nawiązywania z nią przyjacielskiego kontaktu, ale zdecydowanie nie zezwala na ubliżanie i krzywdzenie. Postawa pełna akceptacji to dobre nastawienie, nawiązywanie kontaktu, uśmiech, rozmowa etc. Myślę, że ta różnica jest klarowna. Nigdy nie będzie tak, że wszyscy będą lubić wszystkich, ale trzeba umieć zachować się kulturalnie i szanować drugiego człowieka.


Tolerancja jest tak istotna, ponieważ bez niej nie ma możliwości dialogu, a co za tym idzie – nie da się pewnych kwestii rozwiązać i doprowadzić do kompromisu. Tolerancyjność charakteryzuje się postawą otwartą, gotową do dyskusji. Możemy marginalizować innych ludzi, nie dopuszczać ich do głosu, wyśmiewać itd. – ale wtedy musimy sobie uświadomić, że nas też kiedyś ktoś nie zechce wysłuchać, ktoś nas wyśmieje i skompromituje. Zapobiegnijmy temu. Zastanówmy się czasem nad własnym zachowaniem. I nie tylko w tzw. „wielkim świecie”, ale na co dzień, w stosunku do drugiego człowieka – sąsiada, koleżanki z pracy, wuja etc.

A jak Wy rozumiecie tolerancję i czy uważacie, że jest potrzebna? Zapraszam do wyrażenia swojej opinii.

niedziela, 6 marca 2011

Szacunek osób starszych


Tytuł jest nieprzypadkowy i nie chodzi mi tutaj o szacunek dla osób starszych, chociażby ze względu na wiek, dojrzałość, szacunek itd., który to oczywiście jest rzeczą ważną i pożądaną. Zastanawia mnie bowiem kultura osobista i zachowanie owych osób w stosunku do ludzi od siebie młodszych, a już w szczególności do młodzieży. Całe moje życie uczono mnie, że do starszych trzeba mieć szacunek i być uprzejmym – takie też postępowanie staram się przyjmować. Ale niekiedy jest to wręcz niemożliwe...

Przykład każdemu znany – na przystanek przyjeżdża autobus, ludzie nawet nie zdążą wysiąść, a kilka starszych osób wpycha się, w sposób bardzo niegrzeczny, do środka. Rozumiem ich obawy odnośnie braku miejsca siedzącego, ale myślę, że dobrocią można załatwić więcej niż taką gburowatością. Byłam niegdyś świadkiem sytuacji, w której na poczwórnym miejscu w autobusie były wolne dwa, ustawione tyłem do kierunku jazdy. Dziadek, który wsiadł do autobusu, bez żadnych „miłych wstępów” zaczął krzyczeć na młodziutką dziewczynę, żeby opuściła jego miejsce (mimo iż naprzeciwko było wolne...). Dziewczyna nie bardzo chciała, ale dziadek zaczął ją szarpać i dosłownie wywalczył sobie miejsce. Nie spotkało się to z krytyką innych pasażerów (!!??). Osoby takie od razu wchodzą do pojazdów komunikacji miejskiej z przekonaniem, że każdy młody człowiek chce im sprawić jakąś przykrość i nastawiają się bojowo. Oczywiście nie dążę do uogólnienia, że wszyscy starsi ludzie są tacy, bo nie byłoby to prawdą. Niestety stosunek osób starszych zachowujących się w autobusach uprzejmie jest jak 3 do 7. Niekiedy występują tak kuriozalne przypadki, że niesmakiem przepełnia mnie myśl, że w Polsce narzeka się głównie na „złą młodzież”, a stereotyp osoby starszej to miła, spokojna  i cicha istota.  Kultura osobista powinna obowiązywać i młodych i starych ludzi. Ekscesów autobusowych, podobnych do tego, miałam niemało, myślę, że każdy z czytelników mógłby podzielić się przynajmniej jedną taką historią.



Sąsiedztwo ludzi starszych jest niesamowicie uciążliwe, nie chodzi mi nawet o dzwonienie na policję, kiedy kwadrans po 22 jest gwarno w mieszkaniu, ani o zrzucanie całego zła tego świata na nas, młodych. Przeszkadza im szczekanie psa i z takiego powodu potrafią zrobić awanturę na środku ulicy,, uciekając się niemal do siły! Przeraża mnie ich zgorzknienie, ich pełne obrzydliwości nastawienie do życia, sposób myślenia, zawiść do młodych... Mając za sobą coraz więcej takich sytuacji dziwię się, jak to w ogóle możliwe, ba, co z owym szacunkiem, który powinnam starszym ludziom okazywać. Jak to robić, skoro oni nie tylko mnie nie szanują, ale często mieszają z błotem i z góry uznają za najgorszą. Nawet już nie pamiętam, ile razy starsza ekspedientka nie odpowiedziała mi „dzień dobry” mierząc mnie lekceważąco, albo rzucała z pogardą resztą. Jedna z „najlepszych” historii, jaka mi się przytrafiła, to ta, gdy stałam w kolejce na poczcie i otworzyli nowe okienko. Pewien starszy pan biegnąc do niego nadepnął mnie, a potem zaczął na mnie krzyczeć i wyzywać, że podstawiłam mu nogę (kiedy ja w ogóle się nawet nie drgnęłam). Powiedziałam mu grzecznie, że jak się kogoś nadepnie, to się go przeprasza, a nie nań krzyczy.

Eh, piszę o tym wszystkim, bo może uda mi się wyrzucić całą tę gorycz, którą zalewają mnie tak zachowujące się starsze osoby. Nie da się darzyć ich szacunkiem, skoro one się tak zachowują. Szczytem moich frustracji była dzisiejsza akcja sąsiadów, ale pisząc o tym, musiałabym użyć samych niecenzuralnych słów, więc na tym zakończę. Wniosek: szacunek za szacunek!

Sala samobójców

Wypad do kina, dość spontaniczny. W sumie nawet do końca nie wiedziałam na co idę, szłam z kumpelami. Plan był  taki, że po filmie wracam do domu i piszę na blogu dalszą część kawowej historii. Ale to niemożliwe... Nie jestem w stanie skupić się teraz na tak błahym temacie po obejrzeniu filmu "Sala samobójców"...

Sama tematyka wydała mi się ciekawa, kiedyś nawet na zajęciach rozmawialiśmy o grach second life, awatarach i wirtualnej rzeczywistości.. Ale film wbił mnie w fotel. Był genialny. Połączenie problemu wychowania, postaw rodziców i życiowych priorytetów z nowoczesnym życiem młodego człowieka, zaplątanym w sieci. Główny bohater, Dominik, został tak realistycznie wykreowany przez Kubę Gierszała, że ciągle mam wrażenie, że historia była prawdziwa, jest we mnie współczucie dla niego i ogólne przerażenie całą sytuacją. Dałam się wciągnąć.

Fajny, młody chłopak. Niestety, głupie żarty i wredni koledzy potrafią zniszczyć człowieka od wewnątrz... On chciał żyć, nawet, gdy umierał, jeszcze próbował... Historia dość smutna... Eh, i rodzice, którzy byli tak tępi i zapatrzeni w pieniądze, że nie byli w stanie zauważyć, że brak miłości zabija ich syna! Mam dużo myśli w głowie, ciężko mi teraz oceniać film pisząc coś konkretnego, jest zbyt świeżo. Ale wiem, że na pewno warto się na niego wybrać. Przenika, wbija w fotel, jest fenomenem w kinematografii, w dziedzinie audiowizualności i socjologicznego ujęcia gier second life. Te dwie godziny w kinie to były dwie godziny zupełnie innej rzeczywistości. Z jednej strony pasjonującej i intrygującej, z drugiej mrocznej i niepojętej... Film wymagał od widza ogromnej uwagi i myślenia, ale naprawdę bardzo się cieszę, że mogłam go zobaczyć i zanurzyć się, choć na chwilę, w tę fikcyjną, ale niepokojąco prawdopodobną historię.

środa, 2 marca 2011

Owocowe pobudzenie. O kawie część 1.


Kawa. W dzieciństwie zdaje się być czymś bardzo pociągającym, a rodzice niekoniecznie chcą nas nią częstować (chociaż ja tam byłam wtedy zadowolona z substytutu, jakim było cappuccino Mokate:). W młodości głównie używka i studencka deska ratunku podczas nudnych zajęć i sesyjnych zmagań. W dorosłym życiu chwila rozkoszy i ceremonia rozpoczynająca dzień... Napar pestek owoców kawowca to towarzysz naszego życia. Rozbudza zmysły, a także stanowi sposobność do rozmów i spotkań (czego nie omieszkają pominąć współczesne kawowe reklamy). Kawę zna każdy (choć, ku mojemu zdziwieniu, nie każdy lubi). Jej aromat jest najbardziej rozpoznawalnym zapachem świata. Rocznie produkuje się jej prawie 7 mln ton i wypija 400 mld filiżanek. Jest wszędzie. Ale co tak naprawdę o niej wiemy? :)
 
Historia kawy jest naprawdę bardzo ciekawa. Obiecuję, że zdziwicie się przynajmniej raz :)


Skąd się wzięła?
Istnieją rozmaite modyfikacje legendy dotyczące odkrycia kawy. Jedna z nich mówi, że etiopski pasterz imieniem Kaldi spostrzegł, że jego kozy są zbyt pobudzone i nerwowe. Zastanawiał się co jest tego przyczyną i postanowił skosztować pokarmu, jakim żywiły się jego kozy. I tak natrafił na krzew kawowca. Zaniósł czerwone owoce do mnicha, by opowiedzieć mu o swoim odkryciu, ten jednak dostrzegł w tym szatańskie dzieło i wrzucił owoce do ognia. Kiedy poczuli charakterystyczny dla kawy aromat, wyjęli ją z płomieni i sporządzili z niej napar.

źródło: http://filizanka.cba.pl/kawowiec.html


Kawa pochodzi z Etiopii i była tam znana już w I wieku p.n.e. Początkowo owoce gotowano i jedzono z dodatkiem masła i soli.



W Europie stała się znana dopiero pod koniec XVI wieku, za sprawą niemieckiego botanika i podróżnika Leonarda Rauwolfa. Badacz podczas trzyletniego pobytu na Bliskim Wschodzie poszukiwał ziół leczniczych, opisał wiele tureckich zwyczajów, w tym rytuał picia kawy: 
Bardzo dobry napój zwany przez nich "Chaube", który jest niemal tak czarny jak inkaust i bardzo dobry na dolegliwości, szczególnie żołądkowe. Spożywają go oni o poranku, w otwartych miejscach, przed wszystkimi i bez najmniejszej oznaki strachu czy ostrożności. Napój popijają małymi łyczkami, tak ciepły jak to tylko możliwe, z glinianych i porcelanowych kubków.

kahve, kohwet, caffè...
Nazwa wywodzi się od arabskiego "kahwa". Po turecku brzmi "kahve", a w etiopskim "kohwet" oznacza siłę. Europejskie brzmienie nazwy prawdopodobnie zawdzięczamy włoskiemu botanikowi i lekarzowi Prosperowi d’Apolinowi, który opisując lecznicze działanie naparu nazwał go „caffè”. W większości języków europejskich kawa brzmi podobnie, także nie powinniśmy mieć nigdy problemu z jej zakupem:) W niemieckim jest to „Kaffee”, w angielskim „coffee”, francuskim „cafe”. Włosi powiedzą „caffè”, Hiszpanie „café”, a Grecy „kafeo”.

Kawa wzbudzała niemałe kontrowersje. Z racji arabskiego pochodzenia i niezwykłych właściwości widziano w niej szatańskie dzieło. Na początku XVII wieku papież Klemens VIII przyzwolił na picie kawy i wkroczyła ona do świata chrześcijańskiego. Pierwsza kawiarnia powstała w Anglii pod koniec XVII wieku. Później moda na kafehauzy trafiła także do Francji i Austrii. 

kwitnący kawowiec. źródło: http://www.flemming-cafe.pl/blog.aspx













Ciąg dalszy nastąpi... :)